W sobotnim spotkaniu 23. kolejki T-Mobile Ekstraklasy przy Reymonta 22 w Krakowie doszło do sensacji. Bowiem ostatni w tabeli Zawisza Bydgoszcz ograł Wisłę Kraków 1:0 ( 1:0), a postawa „Białej Gwiazdy” najdelikatniej mówiąc postawiała wiele do życzenia.To było piękne słoneczne, sobotnie popołudnie i zgromadzeni na stadionie przy ul. Reymonta 22 sympatycy Białej Gwiazdy oczekiwali, że w równie „słonecznych” nastrojach będą opuszczać muru swojej futbolowej świątyni. Choć Wisła na wiosnę jeszcze nie wygrała (zbierając wymowny 1 punkt na przestrzeni trzech meczów), to z każdym kolejnym meczem prezentowała się coraz lepiej – na tyle, że krakowscy kibice mogli w sobotę liczyć na pierwszą wygraną w sezonie – bo jeśli nie z ostatnią drużyną w tabeli – to z kim? Na zegarze wybijała 15:42, gdy wiślaccy kibice musieli zrewidować swoje przedmeczowe oczekiwania. Była to zarazem 12 minuta dzisiejszego spotkania. Mica prostopadłym podaniem wypatrzył Alvarinho, który wykorzystując bierną postawę defensywy Wisły spokojnie przyjął futbolówkę i równie spokojnym, technicznym strzałem pokonał Buchalika strzelając (jak się później okazało) jedyną bramkę w spotkaniu. Wisła Kraków – Zawisza Bydgoszcz 0:1.
I właściwie na tym mógłbym zakończyć relację z tego spotkania, bowiem odtwarzanie kolejnych „wybitnie” partaczonych przez gospodarzy akcji może przyprawić każdego szanującego się fana FUTBOLU o ból głowy. A ci wiślaccy musieli mieć dziś naprawdę mocną głowę żeby wytrzymać do ostatniego gwizdka sędziego. Po niespodziewanie straconej bramce (Wisła miała inicjatywę, z której niewiele wynikało – Zawisza raz, ale jakże skutecznie skontrował) ukojenie mógł przynieść Stilić. W 20 minucie, po zgraniu głową Guerriera piłka wylądowała pod nogami Bośniaka. Ten będąc już w szesnastce, nawinął w swoim stylu dwóch obrońców i strzelił prawą nogą z 11 metrów – poprzeczka i jęk zawodu na trybunach. Kolejną doskonałą okazję gospodarze stworzyli sobie w 36 minucie. Po dośrodkowaniu Stilicia z rzutu rożnego piłka trafiła do Urygi – defensywny pomocnik miejscowych nie trafił zbyt czysto w futbolówkę – Sandomierski zdołał obronić nogami strzał rywala, ale zrobił to tak niefortunnie, że właściwie przedłużył lot piłki wystawiając ją stojącemu metr od bramki Guerrierowi. Gol? 1:1? Remis? Nic z tych rzeczy…Reprezentant Haiti nie trafił czysto i w efekcie, stojąc metr (!) od bramki trafił w stojącego na linii Drygasa. Brawa dla zawodnika gości za asekurację – nagana dla Wiślaka. Nie strzelić w takiej sytuacji bramki? Patologia. Koronkowe akcje, gra z pierwszej piłki, sytuacje m.in. Brożka i Stilicia – to na nic jeśli szwankuje to co najważniejsze – wykończenie i przekucie rzemieślniczej pracy w bramkowy artyzm.
Już na początku drugiej połowy spotkania zawodnicy trenera Rumaka mogli ustawić rywali w jeszcze trudniejszym położeniu, ale płaskie uderzenie Mica nogami zatrzymał Buchalik. Sygnał ostrzegawczy wystosowany przez bydgoski zespół podziałał na gospodarzy. Swoje sytuacje mieli Jović (53’ po podaniu Guerriera) oraz Brożek (57’) ale goście grali wybornie w defensywnie przecinając kluczowe passy, bądź ofiarnie blokując próby Wiślaków (jeśli już wcześniej nie udało się skasować poczynań krakowian). Taka gra odpowiadała przyjezdnym – pozwalając Wiśle na grę de facto nie pozwalali na przekucie inicjatywy w coś bardziej wymiernego, w odpowiednim momencie wrzucając wyższy bieg i wychodząc z kontrami – jak chociażby w 58’ gdy Zawisza miał kontrę z tych na „2:0”. Ponownie jednak dobrze w bramce spisał się Buchalik. Pięć minut później czerwoną kartkę (za drugą żółtą) zobaczył Drygas, co mogło oznaczać zmasowane ataki krakowian. Obraz gry faktycznie nie uległ zmianie – Wisła przycisnęła, ale zarazem gubiła się w kolejnych, pełnych polotu próbach i zamiast postawić na najprostsze środki, mogło się wydawać, że gospodarzom marzy się dosłowne „wjechanie” z futbolówką do bramki. Mawiają, że w niektórych szaleństwach jest metoda – w wydaniu Białej Gwiazdy się to dziś nie sprawdziło. Wymownym potwierdzeniem ofensywnej impotencji musi być fakt, że pod polem karnym rywali ciężar gry musiał spoczywać (momentami) na barkach Arkadiusza Głowackiego. To właśnie jego koledzy z linii obrony najczęściej odnajdywali się pod bramką Sandomierskiego. To znaczy piłka odnajdywała ich, a oni w obliczu niespodziewanych i nieznanych im ofensywnych scenariuszy w rzeczonych sytuacjach już się nie odnajdywali. Ileż to razy dziś z piłką po klepce z kolegami nie udało się zabrać Burlidze. W 82 minucie swoją szansę mieli przyjezdni. Świerczok ograł Guzmicsa „obiegiem” i strzelił mocno w stronę bramki, ale i tym razem wiślacki golkiper spisał się bez zarzutu. Z kolei 4 minuty później 200% okazję (do spółki z Stiliciem) wypracował sobie Dudka, ale w ostatniej fazie koronkowej akcji fatalnie przestrzelił. W doliczonym czasie gry piłkę na wagę remisu miał (znów) Burliga, ale i tym razem defensorom Zawiszy udało się zablokować próbę gospodarzy. Niedługo później arbiter zakończył spotkanie, które momentalnie podsumowali miejscowi kibice, żegnając swoich „ulubieńców” namiętnymi gwizdami. Mimo sporej przewagi i wielu szans Wiślakom nie udało się pokonać Sandomierskiego. Goście zagrali za to świetne spotkanie – mądrze się broniąc i w odpowiednich momentach przenosząc grę pod pole karne Białej Gwiazdy. Jedna z takich kontr przyniosła im prowadzenie, którego nie oddali do samego końca. Wisła Kraków – Zawisza Bydgoszcz 0:1. W pełni zasłużone.
Wisła Kraków – Zawisza Bydgoszcz 0:1 (0:1)
Alvarinho 12’
Wisła Kraków: Michał Buchalik – Łukasz Burliga, Arkadiusz Głowacki, 26. Richard Guzmics, 5. Dariusz Dudka – Boban Jović (70’ Maciej Jankowski), Alan Uryga, Rafał Boguski (76’ Emmanuel Sarki), Wilde Donald Guerrier (60’ Jean Barrientos), Semir Stilić – Paweł Brożek.
Zawisza Bydgoszcz: Grzegorz Sandomierski – Jakub Wójcicki, Luka Marić, Andre Micael, Sebastian Ziajka – Kamil Drygas, Ivan Mayeuski – Bartłomiej Pawłowski (86’ George Alaverdashvili), Micael Silva, Alvarinho (84’ Sebastian Kamiński) – Josip Barisic (77’ Jakub Świerczok).
Żółte kartki: Burliga, Głowacki, Dudka – Drygas, Ziajka.
Czerwona kartka: Drygas (63’, za drugą żółtą).
Sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa).