W piątek przy Reymonta zawodnicy Wisły i Korony zainaugurowali 10 kolejkę Ekstraklasy. Mimo zdecydowanej dominacji na przestrzeni całego spotkania podopieczni trenera Kazimierza Moskala nie zdołali przebić się przez szczelną, podwójna gardę kielczan, którym dodatkowo sprzyjało szczęście (wiślacy dwukrotnie uderzali w poprzeczkę). Mimo dobrej, a momentami bardzo dobrej gry Wisła tylko zremisowała 0:0 z Koroną, co z krakowskiego punktu widzenia należy uznać za duże rozczarowanie.
Jeśli spojrzeć na dyspozycję obu zespołów w ostatniej kolejce za zdecydowanego faworyta dzisiejszego meczu należało uznać krakowian, którzy w Bielsku-Białej rozbili Podbeskidzie 0:6. Wielu kibiców, sięgając wstecz pamięcią tak okazałego zwycięstwa może nie pamiętać (mimo to, . W tym gronie jestem również ja. Z kolei kielczanie w meczu poprzedzającym pojedynek w Krakowie przegrali u siebie z Górnikiem Łęczna 0:2. Mimo takiej, swoistego rodzaju „dysproporcji” sympatycy Białej Gwiazdy nie mogli oczekiwać tak łatwego i przyjemnego meczu jak pod Klimczokiem. Dlaczego? Otóż Korona nie przegrała w tym sezonie na wyjeździe, w czterech spotkaniach – dwa zwycięstwa oraz dwa remisy (co istotne, tracąc w tych meczach tylko 1 bramkę – a koroniarzom przyszło grać na wyjazdach m.in. z Legią, Lechią czy Lechem). Po meczach rozegranych w Krakowie, Wisła miała identyczny bilans co Korona na wyjazdach. Biorąc powyższe aspekty pod uwagę należało się spodziewać remisu 0:0, co najwyżej 1:1… (wiślacy w każdym meczu u siebie strzelali dotychczas co najmniej jedną bramkę)
A jednak…już w 1 minucie spotkania…mogliśmy zobaczyć pierwsze trafienie. Sadlok z bocznego sektora niezbyt dokładnie podawał do swojego bramkarza. Nieporozumienie w szeregach gospodarzy mogła wykorzystać Korona, ale strzał Cabrery nogami powstrzymał Cierzniak.
Później „długo” nic się nie działo. Miejscowi w ofensywie pokazali się dopiero w 12’. Akcję zapoczątkował Sadlok, który podał do Jankowskiego. Ten z kolei ładnie i szybko wymienił się piłką z Brożkiem (gra na ścianę), po czym efektownie złożył się do strzału. Niestety bardzo niecelnie. Minutę później rozpędu akcji znów nadal środkowy obrońca – tym razem Arkadiusz Głowacki. „Głowa” kilkudziesięciometrowym podaniem na wolne pole uruchomił Guerriera, który z ostrego kąta uderzył płasko z pierwszej piłki. Małkowski z problemami, ale zdołał skierować futbolówkę na róg. W 20’ wiślacy stworzyli sobie jeszcze lepszą okazję. Burliga zszedł z lewej flanki, decydując się na strzał prawą nogą. Uderzenie lewego obrońcy przeciął głową Boguski, trafiając tylko w poprzeczkę. „Boguś” pozostawał cały czas w akcji i wkrótce ponownie zgarnął odbitą od poprzeczki piłki, wykładając futbolówkę na środek. Tam do strzału nożycami złożył się Guerrier, ale ostatecznie wiślacy musieli wznowić grę z narożnika boiska. Osiem minut później ładne rozegranie w duecie Brożek – Boguski. Po grze z pierwszej piłki ostry strzał oddał pierwszy z wymienionych, ale Małkowski wybronił to uderzenie. Do odbitej przez kieleckiego bramkarza piłki próbował dojść Guerrier, ale nie zdołał przebić się wślizgiem przez nogi wyjaśniającego sytuację rywala. W odpowiedzi (jednej z nielicznych), Sierpina zakręcił na lewym skrzydle i miękko wrzucił w szesnastkę – wbiegający z głębi pola Pawłowski strzelił głową nad poprzeczką. W 33’ w roli skrzydłowego próbował odnaleźć się Brożek, ale jego podanie do wybiegającego Guerriera dobrze przeciął Wilusz. Tylko rzut rożny… Trzy minuty później okazję stworzyła sobie Korona. Kąśliwe uderzenie Fertovsa z dystansu odbiło się jeszcze przed Cierzniakiem, ale wiślacki golkiper nie dał się zaskoczyć parując piłkę na róg. W następnych minutach gra nadal toczyła się według wcześniej „wypracowanego” schematu. Wisła atakowała, a cofnięta Korona czekała na ewentualne kontry (skrzydła Sierpina – Pawłowski mogły dać się gospodarzom we znaki). W 45 minucie – po jednej, jeśli nie-jedynej w tym okresie gry w szesnastce krakowian znalazł się Cebula, ale jego poczynania udanie zblokował Sadlok. Było groźnie. W 2 czy 3 sekundzie „doliczonego” (sędzia nie doliczył nic do pierwszej połowy) czasu gry, w polu karnym Małkowskiego odnalazł się Burliga, ale arbiter nie pozwolił dograć tej akcji do końca – co oczywiście spotkało się z niezadowoleniem kibiców jak i piłkarzy Wisły.
Do przerwy – wyraźne wskazanie na Wisłę i po zmianie stron należało oczekiwać tego, że obraz gry raczej się nie zmieni. Wiślacy mieli rozgrywać i dominować na boisku. Schowana za podwójną gardą, ale mimo wszystko zorganizowana w obronie Korona miała liczyć na kontry. Na drugą połowę nie wybiegł już Arkadiusz Głowacki, którego zastąpił Richard Guzmics. Potwierdziło się to na murawie. Wiślacy „zgodnie z planem” przycisnęli, a przyjezdni nie potrafili przekroczyć z piłką linii środkowej. W 57’, gra na jeden kontakt na prawym skrzydle Mączyńskiego z Joviciem, płaskiego dośrodkowania reprezentanta Polski nie był w stanie wyłapać Małkowski, ale po chwili zdołał złapać już sytuacyjne uderzenie Brożka. Przyjezdni dopiero w 64’ przeprowadzili pierwszy atak w drugiej połowie. Próba szybkiego kontrataku Sierpiny i Cabrery nie zakończyła się nawet strzałem. Nic tego nie zapowiadało, ale to przyjezdni byli bliżsi strzelenie bramki od podopiecznych trenera Kazimierza Moskala. W 76’ z rzutu wolnego futbolówkę wrzucał Sierpina – głową tuż obok słupka strzelał Sylwestrzak. Być może była to jedyna, konkretniejsza okazja Korony, ale było bardzo groźnie! Do okazji podobnego kalibru, mimo zdecydowanej przewagi w tej części gry wiślakom nie udało się dojść. Krakowianom sprawę mógł poniekąd ułatwić Gabovs, który w 80 minucie zarobił drugie żółtko (za faul na Marszaliku), oglądając w konsekwencji czerwoną kartkę. Jednak gospodarze dopiero w samej końcówce przeszli do konkretów. Najpierw, w 89’ w doskonałej sytuacji znalazł się Marszalik, ale źle przyjął sobie piłkę, w efekcie nie oddając nawet strzału. Niespełna minutę później znów było bardzo groźnie. Po zamieszaniu w polu karnym w poprzeczkę trafił Jankowski, a dobitka jednego z jego kolegów została wybita sprzed linii bramkowej. Wisła – Korona 0:0. Mimo dobrej gry, przy Reymonta zostaje tylko 1 punkt. No cóż…trzeba było uwierzyć statystykom – Korona potwierdziła, że umie grać na wyjazdach – w Krakowie miała bardzo dużo szczęścia (2 poprzeczki), o czym wkrótce nikt nie będzie pamiętać.
Wisła Kraków – Korona Kielce 0:0
M. Bielecki