Indywidualne błędy obrońców spowodowały, że Lech przegrał z Wisłą Kraków 2:3. „Biała Gwiazda” grała skutecznie i rozsądnie.
Wczoraj lechici przegrali z Wisłą Kraków 2:3. Trener Rumak do gry desygnował zupełnie inne zestawienie obrońców niż dotychczas. Hubert Wołąkiewicz zagrał na prawej flance.
– Nie ma nic, coby mogło nas usprawiedliwić, szczególnie w defensywie. Cały zespół broni i cały atakuje, my w obronie zagraliśmy bardzo źle. Zostawialiśmy dużo wolnego miejsca, co rywale z łatwością wykorzystywali i szybko straciliśmy dwie bramki. Wisła była bardzo skuteczna i to zadecydowało o porażce – tłumaczy kapitan Kolejorza.
Wisła w pierwszej połowie mogła zamknąć wynik. Gościom jednak brakowało już potem skuteczności i szczęścia, by podwyższyć jeszcze rezultat.
– W pierwszej połowie zagraliśmy fatalnie i mogliśmy ten mecz przegrać już po 45 minutach. Na szczęście Wisła nie była potem tak skuteczna i to nas uratowało – dodaje.
Po zmiaie stron gra lechitow się ożywiła. Poznaniacy zagrali lepiej, odważniej atakowali bramkę rywala.
– W przerwie powiedzieliśmy sobie, ze jak tak dalej pójdzie, to skończy się wynikiem co najmniej 0:5. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i w pewien sposób się udało. Strzeliliśmy dwa gole po stałych fragmentach gry. Dogoniliśmy rywali, ale chwilę później straciliśmy bramkę, popełniliśmy błąd w obronie. W sumie to moja wina.
Mało kiedy, gdy Lech jako pierwszy tracił bramkę, zdołał dogonić rywala.
– Rzadko zdarzało nam się odrabiać takie straty. Teraz się to udało, ale nie potrafiliśmy potwierdzić tego do końca. Mimo, że przegraliśmy, pokazaliśmy, że nie warto nas skreślać i zawsze gramy do końca – twierdzi Żaba.