Od zatrudnienia Jana Urbana w Lechu Poznań mijają dziś trzy tygodnie. Możemy śmiało powiedzieć, że zespół się zmienił. Choć nie przeszedł ogromnej metamorfozy, gdyż wciąż obrona popełnia masę błędów, a konstruowanie akcji nie wygląda porywająco, to widać w drużynie rękę nowego trenera. Teraz tylko nasuwa się pytanie… Czy w obliczu dobrej sytuacji w tabeli LE, Lech powalczy o awans, czy skupi się jedynie na polskich rozgrywkach?
„Kolejorz” niespodziewanie (jak na ten sezon) zaczął sobie radzić na wszystkich płaszczyznach. Sytuacja kadrowa ulega znacznej poprawie, w lidze od trzech spotkań Lech punktuje, awans do półfinału Pucharu Polski jest bardzo bliski, a w dodatku zwycięstwo we Florencji dało ekipie Jana Urbana drugie miejsce w grupie, co – biorąc pod uwagę sytuację poznańskiego klubu – jest świetnym wynikiem. Drużynie bardzo pomogła rotacja w składzie. W ostatnich trzech meczach szkoleniowiec wypróbował już prawie wszystkich swoich podopiecznych – „Gdy zmienia się trener, każdy szuka swojej szansy. David Holman u trenera Skorży nie grał, zaś u szkoleniowca Urbana zagrał we Florencji dobry mecz. Każdy chce pokazać się jak najlepiej i udowodnić, że zasługuje na grę” – mówił przed meczem z Zagłębiem, Jasmin Burić. Golkiper „Kolejorza” ma sporo racji, wcześniej trener Skorża korzystał z maksimum 13 piłkarzy, resztę zaś sukcesywnie pomijał. Jan Urban daje duży kredyt zaufania dosłownie wszystkim, nawet tym, którzy wcześniej nie mieli okazji nawet powąchać murawy. To powoduje, że każdy mecz dla Lecha jest „świeżym”, bo zawodnicy mogą w międzyczasie odpoczywać dzięki przerwie, którą dostają…czy to w PP, czy w Ekstraklasie, czy w LE.
Teraz pozostaje kwestia, czy Lech powinien „odpuścić” sobie europejskie puchary? Do Florencji pojechał jako przeciwnik skazany na pożarcie. Nie pojechali najważniejsi zawodnicy, a mimo to…”Kolejorz” zgarnął trzy punkty. Mało tego, Dariusz Dudka znalazł się w „jedenastce” najlepszych zawodników 3. kolejki fazy grupowej! Wygrana nad teoretycznie najtrudniejszym przeciwnikiem otworzyła uchyliła furtkę dla drużyny Jana Urbana, aby powalczyć o awans, bo przecież faza grupowa Ligi Europy była celem minimum. A jak każdy wie – nie opłaca się być minimalistą. Lech ma teraz cztery punkty, pierwsze FC Basel 6, jeśli Lech pokona w czwartek „Violę”, będzie dysponował siedmioma oczkami, natomiast nie wiadomo jak z Basel, gdyż ostatni mecz z Belenenses zakończył się porażką szwajcarskiej drużyny. Poznański klub ma niebywałą okazję, by być liderem po czterech kolejkach i mieć wielce prawdopodobny awans. Tylko czy Lech tego chce?
Trener Jan Urban, będąc zatrudnianym w Poznaniu, miał zrealizować dwa cele – wygrać Puchar Polski i awansować przed końcem sezonu zasadniczego na co najmniej 8. miejsce. Najtrudniejszym wyzwaniem na pewno okaże się zapewnienie sobie utrzymania już w 30. kolejce, gdyż na tę chwilę poznański klub zajmuje odległe, 15. miejsce. Inaczej jest w Pucharze Polski, gdzie wystarczy wygrać jeszcze tylko cztery spotkania i zdobyć kolejne w XXI w. trofeum. Przeprowadzając się jednak do stolicy Wielkopolski otrzymał jasny przekaz – nie angażować się w rozgrywki europejskie. Okej, ale te wytyczne były ustalane jeszcze zanim „Kolejorz” miał jakiekolwiek szanse…gdy po dwóch meczach miał jeden punkt i to zdobyty z najsłabszą drużyną w grupie…i w dodatku bez strzelonego gola.
Jedno starcie sprawiło, że grupa Lecha przeszła dużą metamorfozę, in plus dla „Kolejorza” oczywiście. Każdy chciałby się znaleźć w takiej sytuacji, lecz mało kto MÓGŁBY się w niej znaleźć. Za awans z grupy, UEFA płaci 0,5 mln euro. Kwota duża, przynajmniej drewniany Thomalla mógłby się spłacić i nie odbiłoby się to na negatywnym nastawieniu kibiców, bo przynajmniej byłoby wiadomo, że klub nadrobił to, co wydał. Można też za taką kwotę zapewnić sobie dodatkowy transfer, czego dziś Lech bardzo potrzebuje. Problem w tym, że nawet mimo ogromnej szansy (Legia takowej nie ma) priorytety w Poznaniu pozostają takie same…szkoda, albowiem to dzięki europejskim pucharom Lech zaskarbiał sobie ogromne ilości kibiców. O Pucharze Polski zdobytym w 2016 roku będzie pamiętać co setny, albo nawet co tysięczny z nich.
M. Perzanowski