„Nawałnica” na Stadionie Narodowym w Warszawie. Tym jednym występem polscy piłkarze przyćmili ostatnie sukcesy siatkarzy. Podopieczni Adama Nawałki dokonali niemożliwego – pokonali mistrzów świata, pokonali Niemców, z którymi nie mieliśmy prawa nawet zremisować. Zarówno piłkarze jak i szkoleniowiec dali nam nadzieję na to, że piłka nożna w Polsce wcale nie umarła i wreszcie wychodzi na prostą.
11 X 2006 – 11 X 2014. Dokładnie 8 lat minęło odkąd reprezentacja Polski wygrała na Stadionie Śląskim w Chorzowie z Portugalią. Teraz ta magiczna data kojarzyć nam się będzie z czymś jeszcze wspanialszym. Cud nad Wisłą, Obrona Częstochowy, mecz Polska-Niemcy. Zestaw nieprzypadkowy.
Z jednej strony jestem dumny z naszych piłkarzy i niewyobrażalnie szczęśliwy, z drugiej wściekły i zażenowany, bo jak większość Polaków… nie wierzyłem. Nikt nie wierzył. Co prawda wygrana Słowaków z Hiszpanami dawała promyk nadziei, że może i tu będzie niespodzianka, ale moje przedmeczowe typy, że Wawrzyniak strzeli bramkę, Polska rozniesie Niemiaszków były niczym innym niż zwykłą szyderą. A tu proszę – kolejny cud się zdarzył. I nie zawaham się stwierdzić, że był to najlepszy mecz Polaków od czasu wygranej z Portugalczykami.
Pierwsza połowa owszem, nie była porywająca. Raczej rozrywająca – naszą defensywę, ale po kawałeczku, po kawałeczku i te strzępy jednak rywali zatrzymały. Niemcy szarżowali, strzelali, a nasi próbowali dotrwać do końca połowy. Ale czy było w tym coś złego? Nie, bo nie graliśmy z Gibraltarem, tylko z mistrzami świata. Z Mullerem, Schurrle i Gotze. Obrona spisała się wyśmienicie, co za kadencji Smudy i Fornalika nigdy się nie zdarzyło. Glik i Szukała nie do przejścia, Piszczek jak za najlepszych lat i Wawrzyniak. Kuba swoją grą „dupy nie urywał”, ale zasługuje na słowa pochwały, choć nie wiadomo, co byśmy pisali, gdyby dotrwał do końca meczu – zapewne wszyscy obawiali się kolejnego „potknięcia”. W grze defensywnej wspaniale wyglądał Grzegorz Krychowiak. Defensywny pomocnik z prawdziwego zdarzenia, szkoda, że do jego poziomu nie dostosował się Jodłowiec, choć z krytyką piłkarza Legii to bym nie przesadzał. Fura szczęścia, mega fart, ale na zero z tyłu – i to najważniejsze. Choć te zero to w 50 % zasługa jednej osoby.
Po tym meczu pani premier Ewa Kopacz powinna nominować Wojtka Szczęsnego na ministra obrony narodowej. To, co golkiper Arsenalu wyczyniał w bramce… Klasa światowa. Może nie gra jak libero „Noja”, ale za to broni każdą piłkę. Dyskusje na temat obsady bramki kadry zostały zakończone.
Z defensywy płynnie przechodzimy do ofensywy. Skrzydła nie działały, nie ma co do tego wątpliwości. Rybus przez większość meczu szukał wzrokiem bliskich na trybunach, a Grosicki latał bez ładu i składu. Mimo wszystko, nie zmieniałbym nic. Ciężki rywal, więc też ciężko im się grało. Sobota w swój dzień również nie zachwycił, ale nie ma co narzekać. Dużo, dużo więcej swoją zmianą dał Sebastian Mila, który rozwiał nadzieje Niemców na chociażby remis (dla nich i tak byłby porażką). W tym momencie brawa dla Adama Nawałki. Bo Mila niby za gruby, stary, jakiś wolny, a wchodzi i strzela bramkę w historycznym spotkaniu. Nasz selekcjoner nie bał się go powołać, zaufał i ten odpłacił mu się wspaniałym trafieniem. Podoba mi się również, że Nawałka, mimo ogromnej krytyki, wciąż wysyła powołania do Thiago Cionka. Facet nie boi się stawiać na piłkarzy, ma gdzieś hejterów pracujących w popularnych mediach. I za to jeszcze raz brawa.
Hejterzy po wczorajszym meczu nie będą mogli naigrywać się ze swojej ulubionej ofiary, czyli Roberta Lewandowskiego. „Lewy” wprawdzie gola nie strzelił, ale swoją wolą walki, agresją pokazał kolegom z Bayernu, że nie ma żadnej taryfy ulgowej. Wziąć rywala na plecy i przebiec od własnego pola karnego do pola przeciwnika – fantastyczna rzecz. Momentami brakowało wykończenia, o sekundę szybszej reakcji, ale na szczęście nie zabrakło przy podaniu do Mili. Ciekawe, jak zaprezentowałby się nasz snajper, gdyby Nawałka nie zdecydował się zagrać na dwóch napastników. Zapewne o wiele gorzej. Duet „Lewy” – Milik to wyjście doskonałe. Pierwszy gwiazdą już jest i wreszcie udowadnia to w kadrze, a drugi powoli, ale dużymi krokami wkracza na czerwony dywan piłkarskiej Europy.
Najlepszy mecz od 8 lat. 11 października. Magia futbolu jest wspaniała – Niemcy do nas strzelali jak za czasów II wojny światowej, a mimo to kule leciały daleko w powietrze. A Polacy? Kilka dzielnych zrywów i triumf stał się faktem. Bądźmy dumni, cieszmy się. Choć nie za długo, bo we wtorek czekają na nas panowie w spódnicach.