Śląsk Wrocław pokonał Górnika Łęczna 3:0 w 14. kolejce Lotto Ekstraklasy. Bramki dla wrocławskiego zdobyli Ryota Morioka, Kamil Biliński oraz Peter Grajciar.
Na Arenie Lublin piłkarzy przywitał ulewny deszcz, chociaż tylko dla gospodarzy okazał się on zimnym prysznicem. Już w pierwszej akcji Śląska pod bramką łęcznian zrobiło się groźnie – Alvarinho pobiegł do linii końcowej i wrzucił do wbiegającego w pole karne Grajciara, ten jednak minął się z piłką. Zielono-czarni odpowiedzieli kilkoma groźnymi główkami Pitrego po stałych fragmentach gry wykonywanych przez Szymona Drewniaka. To Śląsk kontrolował jednak spotkanie, co w 15. minucie przełożyło się na gola. Po faulu Szmatiuka na Kamilu Bilińskim na granicy pola karnego, sędzia podyktował rzut wolny. Zaraz zza linii szesnastki Morioka posłał podkręconą piłkę, z którą Sergiusz Prusak nie miał żadnych szans i wrocławianie objęli prowadzenie.
Czwarte trafienie Japończyka w tym sezonie rozwiązało worek z golami – w 21. minucie wynik na 2:0 genialnym strzałem z dystansu podwyższył Kamil Biliński. Śląsk szedł za ciosem i osiem minut później zielono-biało-czerwoni dołożyli trzeciego gola – Alvarinho pociągnął skrzydłem, dośrodkowanie próbował wyłapać bramkarz Górnika, ale wypuścił piłkę prosto pod nogi Grajciara, który pewnie skorzystał z prezentu. Na przerwę wrocławianie schodzili z wynikiem 3:0, co było jedną z najlepszych pierwszych połówek WKS-u w ekstraklasie (3:0 prowadził również w Mielcu w 1995 roku i w Gdańsku w 2014 roku).
W drugiej połowie w ofensywie pokazali się łęcznianie, chociaż brakowało im dokładności i skuteczności (z szesnastki próbował Bonin, z dystansu uderzał Danielewicz, ale obaj niecelnie). Swoje szanse kreował także Śląsk, do akcji ofensywnych podłączał się Augusto, ale brakowało wykończenia. Końcowe pół godziny upłynęło pod znakiem walki w środku pola.
Obraz gry wyglądał tak, jakby wrocławianie nie chcieli już robić większej krzywdy gospodarzom, a ci stracili jakiekolwiek nadzieje na odrobienie strat. Mimo to, podopieczni trenera Rumaka wyprowadzili jeszcze kilka dobrych akcji, ładne prostopadłe podania z głębi pola posyłali Augusto i Kokoszka, bliski drugiego trafienia był Ryota Morioka, minimalnie przestrzelił Bila. Szczególnie podobać mogła się przewrotka Sito Riery, po której piłka odbiła się od poprzeczki. Ostatecznie wynik nie uległ już jednak zmianie.
Mecz w Lublinie Śląsk kończy z 3 punktami i największą liczbą goli strzelonych na wyjeździe spośród wszystkich drużyn w Ekstraklasie (12 trafień). Pierwsze czyste konto w swoim trzecim występie w barwach WKS-u zanotował Lubos Kamenar.