Miniony rok był dla wrocławian bardzo burzliwy, ponieważ wchodzili oni w niego jako wicelider tabeli, a kończą jako ostatnia bezpieczna drużyna w tabeli. Rzadko kiedy można zauważyć taki obrazek w polskiej lidze. Częściej zespoły z dolnych rejonów tabeli pozytywnie zaskakiwały kibiców, aniżeli te lepsze musiały bić się o utrzymanie. Niestety, tak jest w przypadku WKS-u.
Nie ma co się dziwić, że Śląsk nie rozpieszcza swoich fanów, którzy zdążyli się już nieco przyzwyczaić do sukcesów swojego klubu. Problem w tym, że co innego jest nie spełniać oczekiwań, a co innego mieć w swoich szeregach kataklizm, na który wydaje się nie ma ratunku. To trzeba przyznać otwarcie – jest źle, a widmo spadku zbliża się wielkimi krokami. W takim razie trzeba zadać pytanie, dokąd zmierzasz Śląsku?
Lepsze wrogiem dobrego. Tańsze wrogiem taniego
Wraz z przyjściem do klubu Pawła Żelema, trzeba było nastawić się na maksymalizację oszczędności. Klub był bowiem w dużym dołku finansowym za sprawą kompletnie nietrafionych inwestycji, które nijak się nie sprawdziły, a co ważniejsze, nie zwróciły. Polityka finansowa prezesa polega na obcięciu kosztów do minimum, jednakowoż, na nieszczęście wrocławskich kibiców, mniejszy koszt wziął górę nad jakością. Tak oto do klubu sprowadza się tylko zawodników z niższych lig (nie tylko polskich), co automatycznie psuje jakość w zespole. Za niedługo zapętli się niezłe koło. Nie ma sukcesów – nie ma pieniędzy – nie ma dobrych zawodników – jest spadek, więc nie ma sukcesów – jest jeszcze mniej pieniędzy itd.
To samo dotyczy sprzedawania, czy oddawania za darmo najlepszych piłkarzy. Całe szczęście, że w samą porę zarząd obudził się ze snu i od niedawna korzysta finansowo na tych transferach, lecz z drugiej strony nie ma w tym ciągłości. Po Waldemarze Sobocie przyszedł Robert Pich, natomiast po nim nie nie przyszedł już nikt wartościowy. Bo przecież nie powiecie mi, że Marcel Gecov idealnie wpasowuje się w filozofię drużyny…
Spalony Rzym, spalony i Wrocław?
Wcześniej wspomniane rozdrabnianie nie przyniesie Śląskowi nic dobrego. Jeśli władze będą sprowadzać wielu piłkarzy, lecz o wadliwych atrybutach, to wyniki na pewno nie będą zadowalające. Z kolei młodzież we Wrocławiu nie należy do trzonu drużyny, więc jak trener Szukiełowicz chce wrzucić ją na głęboką wodę, to musi się liczyć z tym, że może utonąć razem z nią, ponieważ nie stanowi ona o sile zespołu. Do tego dochodzi odejście Flavio, który również nie pomógł swoim kolegom z drużyny. Jego decyzja może zdeterminować innych do zrobienia tego samego kroku, a tego byśmy nie chcieli. Poza tym, aby wrocławianie znaleźli się daleko od strefy spadkowej, należy punktować od samego początku rundy wiosennej, a w niecałe dwa miesiące jest niezwykle ciężko zbudować silną i efektywną drużynę. Obawiam się, że po Rzymie, ogień może przenieść się do stolicy Dolnego Śląska. Tylko kto okaże się wrocławskim Neronem?’
Nie samą obroną człowiek żyje
Śląsk obecnie ma w swoich szeregach trzech środkowych obrońców plus Hołotę, który również może tam grać. Do tego grona dołączają zawodnicy, którzy mogą grać zarówno w obronie, jak i w ataku, lecz lepiej im idzie z tyłu, czyli Dudu, Krzysztof Ostrowski i Kamil Dankowski. Na uwadze też trzeba mieć Pawła Zielińskiego, który z meczu na mecz wyraźnie obniża loty. Defensywnych pomocników jest aż trzech, nie licząc Hołoty. Są to Hateley, Gecov i Danielewicz. Wychodzi więc na to, że jedynymi kreatywnymi zawodnikami w Śląsku są: Michał Bartkowiak, który gra połówki, Flavio Paixao…ach, no tak, przesunięty do rezerw, Peter Grajciar, który nie daje jakości, Jacek „Spalony” Kiełb i Kamil Biliński… I kto ma ciągnąć ten cały wózek?
W składzie brakuje kreatywnych zawodników, którzy znacząco się wyróżnią, nie będą mieć wyłącznie prostych nóg, a pokażą coś ekstra. Potrzeba nam takich piłkarzy od zaraz, problem w tym, że klub nadal poszukuje obrońców! Od kilku dni słychać doniesienia, że Gruzini, Rumuni i inni dołączą do ekipy Szukiełowicza. Pytanie tylko, po co?
Mroczne widmo
Nie wiem jak skończy się ta cała saga ze Śląskiem. Mam nadzieję tylko, że trenerowi i zawodnikom uda się uratować obecny sezon, a nadchodzący rozpoczną już z większym animuszem. Żeby jednak to osiągnąć, potrzebna jest przytomna postawa władz klubu. Jeśli organizacyjnie wszystko się powiedzie, w przyszłym sezonie nie będziemy narzekać na naszą drużynę, lecz jeśli spółka nadal będzie uderzać głową, nie wróżę nic dobrego. Przyszłość jawi się w raczej ciemnych barwach.
Michał Perzanowski