Działo się dzisiaj w Ekstraklasie tyle, że mecz Śląska z Cracovią interesował wszystkich mniej więcej tyle co międzynarodowy zlot fanów gołębi. To jednak nie oznacza, że nie działy się tam ważne rzeczy. Bo działy się, przede wszystkim dla układu tabeli.
Cracovia zaczęła dobrze, mocno zepchnęła Śląsk na jego połowę. Wreszcie po jednej z przebitek w polu karnym bramkę zdobył Cetnarski. Na dwa razy, bo jego pierwszy strzał odbił Abramowicz. Potem zresztą taki sam błąd popełnił Sandomierski, ale o tym później. Po golu Cracovia była mocno usadowiona na ligowym podium i przy ówczesnych wynikach Janusz Filipiak już mógł szykować się na wizję pełnego stadionu, bo bardzo prawdopodobnym scenariuszem były derby Krakowa w pierwszej kolejce grupy mistrzowskiej. Za wcześnie…
Jak wiemy, wszystko z czasem zmieniało się bardzo szybko. Śląsk mocno dążył do wyrównania, mógł to zrobić już w końcówce pierwszej połowy ale wtedy Sandomierskiego po strzale Mervo uratowała poprzeczka. Węgier wtedy nie miał szczęścia, ale próbował dalej i w końcu się udało. Sandomierski słabo się zachował przy strzale Morioki odbijając piłkę przed siebie i właśnie nowy napastnik Śląska dobił jego strzał zapisując swoją premierową bramkę w Ekstraklasie. Japoński sędzia doliczył 6 minut, z czego najbardziej skorzystali gospodarze. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry bardzo ładną akcję pewnie wykończył Morioka. Cracovia w końcówce mogła jeszcze wyrównać, ale piłka po główce Covilo w ostatnich sekundach wylądowała na poprzeczce.
Dla Śląska to zwycięstwo daje głębszy oddech i lekkie odskoczenie od strefy spadkowej. Cracovia spadła aż na 5 miejsce i straciła jeden domowy mecz w rundzie finałowej. Dalej jest to udany sezon Pasów i spory progres względem poprzedniej kampanii ale widać że coś w maszynce Zielińskiego się zacięło i na pewno mocnym tego czynnikiem jest kontuzja Damiana Dąbrowskiego.






