Na zakończenie 26. kolejki T-Mobile Ekstraklasy bydgoski Zawisza podejmował Pogoń Szczecin. Podopieczni Mariusza Rumaka wygrali 2:1 i na wiosnę są jedynym zespołem, który jeszcze nie przegrał.
Świąteczne lenistwo i brak wystarczającej ilości sportowych wrażeń (zmieni się to już w najbliższy weekend) sprawiły że zainteresowałem się meczem kończącym 26 rundę spotkań – Zawisza mierzył się z Pogonią Szczecin Nie ukrywam, że dyspozycja i forma obu drużyn pozostawała dla mnie niewiadomą i długo patrzyłem na zespół Zawiszy z niegdysiejszym nastawieniem „jak Wisła mogła przegrać z ostatnią drużyną w tabeli”. Tymczasem analiza dostarczyła informacji – z mojego punktu widzenia bardzo interesujących i na swój sposób niespodziewanych. Otóż jak się okazuje błędnie przypisałem bydgoskiej ekipie łatkę najgorszej drużyny w lidze…owszem – Zawisza zajmuje ostatnie miejsce w ligowej tabeli, ale na wiosnę to najlepszy zespół w Ekstraklasie. W kontekście dzisiejszych gospodarzy powiedzenie rycerz/rycerze wiosny nabiera specyficznego znaczenia. Zawisza w tym roku jeszcze nie przegrał, na dystansie sześciu spotkań zdobywając 14 punktów (4 zwycięstwa i 2 remisy). Z kolei Pogoń dopiero w ostatniej kolejce poznała smak wiosennego zwycięstwa (3:0 z GKS Bełchatów po trzech bramkach Marcina Robaka). Wcześniejszych pięć spotkań przyniosło szczecinianom dwa remisy i trzy porażki. W tym czasie (wliczając mecz z GKS Bełchatów) Pogoń zdobyła sześć bramek – wszystkie strzelił Marcin Robak, który tym sposobem przed dzisiejszym meczem dorównywał strzeleckim dorobkiem całemu Zawiszy (bilans na wiosnę – 6:1)! Po tak spontanicznej analizie świat ujrzało kilka niezbyt daleko idących wniosków. Faworyt – Zawisza i jeśli gospodarze mieli się kogoś obawiać to właśnie Robaka. Choć jeśli spojrzeć na sprawę z należytą ironią to w starciu rycerza z robakiem, nikt temu drugiemu nie dałby specjalnych szans. Dodatkowego ciężaru temu spotkaniu dodawał fakt, że oba zespoły BARDZO potrzebowały punktów. Zawisza mimo imponującej wiosny przed wtorkowym spotkaniem wciąż tracił aż pięć punktów do przedostatniego w tabeli Ruchu, z kolei Pogoń dzięki zwycięstwu zrównałaby się w tabeli z Lechią (8. miejsce), w końcu nawiązując realny kontakt z finałową ósemką. Mimo wnikliwej analizy i opartych na suchych faktach wnioskach obie drużyny zaczynały grę (zwłaszcza w mojej percepcji) z czystym kontem – tabula rasa. Przed meczem nagrodę dla najlepszego w marcu zawodnika Ekstraklasy odebrał Grzegorz Sandomierski (jedna stracona bramka od początku wiosennych zmagań).
Po pierwszej połowie meczu w Bydgoszczy miejscowy golkiper był blisko poprawy swoich rewelacyjnych osiągnięć – duża w tym jednak „zasługa” niemocy szczecinian, którzy w tej odsłonie spotkania stworzyli sobie zaledwie namiastkę sytuacji. W 30 minucie strzał z rzutu wolnego Marcina Robaka powędrował jednak wysoko nad bramką. Innych sytuacji strzeleckich w tej części gry podopieczni trenera Jana Kociana nie mieli. Ta odsłona meczu to popis Alvarinho, który swoje show rozpoczął w 10 minucie spotkania. Portugalczyk przechwycił na własnej połowie futbolówkę i ochoczo pognał przed siebie. Będąc już na wysokości 20 metra od bramki świetnie dorzucił piłkę na głowę nabiegającego Pawłowskiego…nad poprzeczką. Bohaterowie ostatnie akcji z jak najlepszej strony pokazali się również w 15’. Pawłowski na połowie boiska „ruletą” zwiódł pilnującego go rywala i ścinając do środa pognał w kierunku bramki. Wydaje się, że przesadził i zbyt długo zwlekał z rozegraniem akcji. Z pomocą przyszedł jednak rywal – rzut wolny – 23 metry od bramki, skąd rewelacyjnie przymierzył Alvarinho. Janukiewicz nawet nie zareagował, a futbolówka zatrzepotała pod poprzeczką. 1:0. W 24 minucie Portugalczyk znów zaszalał na lewej flance, dośrodkował już spod linii końcowej, ale w futbolówkę nie trafił Pawłowski. Dwie minuty przed końcem w dobrej sytuacji znalazł się Cornel Predescu – celny strzał sprzed szesnastki, choć wydaje się, że lepszym rozwiązaniem było oddanie piłki na prawą stronę do czekającego na nią Pawłowskiego. Pierwsza połowa nie przyniosła już zmiany rezultatu. Po 45 minutach Zawisza – Pogoń 1:0. W pełni zasłużone, a gra (zwłaszcza gospodarzy) mimo skromnej ilości podbramkowych sytuacji mogła się podobać.
Druga połówka przyniosła znacznie większą ilość „konkretnych” sytuacji, w których kreowanie przodowali (na przekór postawie w pierwszej połowie) przyjezdni. Najpierw w 53’ po podaniu Marcina Robaka Adam Frączczak czubem buta przeniósł futbolówkę nad wychodzącym Sandomierskim, ale zbyt lekko i jeszcze kilka metrów przed bramką wybili ją bydgoscy defensorzy. Minęło kolejnych 60 sekund i znów blisko szczęścia była Pogoń. Strzał Murawskiego nieznacznie minął jednak poprzeczkę. Cztery minuty później goście stworzyli już sobie okazję na wagę remisu – 200% – przynajmniej teoretycznie. Piłkę z prawej strony lewą nogą dokręcał Nunes – na 4. metrze głową „doleciał” do niej Frączczak, ale fatalnie przestrzelił – piłka minęła słupek. W 64 i 65’ goście uderzali już celniej – najpierw kolejny strzał głową Frączczaka na rożny wybił Sandomierski (piłka zmierzała pod poprzeczkę, ale w sam środek), zaś po chwili Robak strzelał zbyt lekko by mieć nadzieję na kolejne tej wiosny trafienie. Wyrównujące trafienie wisiało w powietrzu, ale to gospodarze znaleźli drogę do bramki. Uczynili to w 70 minucie (wcześniej w polu karnym Pogoni tylko raz było w „miarę groźnie”, ale w dryblingu poniosło Micaela). Do dośrodkowania Alvarinho nogę dołożył Baricić – na tyle skutecznie w swojej przypadkowości, że ta lobem mogła wpaść za plecy Janukiewicza. Odbiła się od poprzeczki, a do spadającej piłki nogę przyłożył Jakub Świerczok (bardzo efektowne huknięcie), który na murawie pojawił się dosłownie przed momentem. Pogoń dominowała, ale to Zawisza skutecznie zaatakował (choć raz). Podwyższenie prowadzenia pozwoliło gospodarzom bez obaw dograć mecz do końca. Końcowy gwizdek sędziego uprzedził jeszcze strzał w słupek Frączczaka (82’) i gdy wydawało się, że już się nie wydarzy, w doliczonym czasie gry siłowy pojedynek z miejscowymi defensorami wygrał Marcin Robak i właściwie z „niczego” strzelił kontaktową bramkę, powiększając swój imponujący dorobek strzelecki (7 trafienie w siódmym meczu, zarazem siódmy gol Pogoni…). Mimo usilnych i siermiężnych prób doprowadzenia do remisu , w ciągu tych kilkudziesięciu sekund wynik nie uległ już zmianie. Zawisza nadal rycerzem wiosny – w tym roku zdobył 17 z 21 możliwych do zdobycia punktów (seria pięciu wygranych z rzędu!) i kontynuuje swój wielki marsz w stronę utrzymania.
26 kolejka Ekstraklasy: Zawisza Bydgoszcz – Pogoń Szczecin 2:1 (1:0)
Alvarinho 16’, Jakub Świerczok 70’ – Marcin Robak 90’+2
Żółte kartki: Bartłomiej Pawłowski (29’), Jakub Świerczok (87’) – Wojciech Golla (14’), Hubert Matynia (26’), Mateusz Matras (60’), Adam Frączczak (68
Zawisza: Grzegorz Sandomierski – Jakub Wójcicki, Andre Micael, Luka Marić, Sebastian Ziajka – Bartłomiej Pawłowski (79’ Sebastian Kamiński), Iwan Mayewski (88’ Paweł Strąk), Cornel Predescu (69’ Jakub Świerczok), Mica, Alvarinho – Josip Baricić
Trener: Mariusz RUMAK
Pogoń: Radosław Janukiewicz – Sebastian Rudol, Wojciech Golla, Mateusz Matras, Hubert Matynia (74’ Dominik Kun) – Adam Frączczak, Rafał Murawski, Michał Janota (85’ Takafumi Akahoshi), Maksymilian Rogalski (69’ Łukasz Zwoliński), Ricardo Nunes – Marcin Robak
Trener: Jan KOCIAN
STATYSTYKI:
Strzały celne: 3-5
Strzały niecelne: 2-3
Strzały zablokowane: 1-2
Strzały w słupek/poprzeczkę: 1-1
Faule: 16-14
Spalone: 0-1
Rzuty rożne: 0-3