Termalica idzie wciąż naprzód! Tym razem, ofiarą podopiecznych trenera Czesława Michniewicza padł Śląsk Wrocław. Niecieczanie wracają do domu z tarczą, pokonując WKS 2:1 po golach Wojciecha Kędziory i Kornela Osyry.
Zawodnicy Bruk-Betu przyjechali do Wrocławia z myślą o przełamaniu. Dotychczas, bilans „Słoni” przeciwko wrocławianom to dwie porażki i jeden remis. Nic więc dziwnego, że wyszli oni na to spotkanie z niezwykłą chęcią rewanżu.
Początkowe fragmenty spotkania wskazywały na niedużą przewagę gości, ale to Śląsk groźniej atakował. Efekty tych ofensywnych wyjść pojawiły się w 24. minucie. Ryota Morioka dograł prostopadłą piłkę w pole karne, na nią czekał już Kamil Biliński i po ziemi zagrał w światło bramki. Tam, niefortunnie interweniował Patryk Fryc, który wpakował piłkę do własnej bramki. Śląsk objął prowadzenie po raz pierwszy od zakończenia poprzedniego sezonu.
Wrocławianie nie ustrzegli się jednak indywidualnych błędów. Wszyscy w stolicy Dolnego Śląska liczyli na to, że WKS dowiezie jakoś do końca pierwszej połowy jednobramkowe prowadzenie, jednak Mariusz Pawelec pokrzyżował plany swoim kibicom w 39. minucie meczu. Obrońca Śląska faulował Wojciecha Kędziorę w polu karnym, a arbiter Mariusz Złotek wskazał na „wapno”. Karnego pewnie wykorzystał napastnik gości. Mariusz Pawełek nie wyczuł zamiarów Kędziory i rzucił się w drugi róg.
Mariusz Rumak miał o czym porozmawiać ze swoją drużyną, ponieważ zła passa Śląska na własnym stadionie trwa zbyt długo. Rozmowy w przerwie spotkania na nic się jednak zdały, ponieważ w 48. minucie, drugą żółtą kartkę obejrzał Felipe Goncalves, który ostro sfaulował Guilherme.
Cała II połowa to kontrola Bruk-Betu Termaliki nad tym spotkaniem. Śląsk próbował odważnych kontrataków, ale kończyły się one najczęściej stratą, albo niecelnym dośrodkowaniem. Zespół Czesława Michniewicza starał się za to wywieźć z Wrocławia komplet punktów, więc zdecydowanie ruszył do przodu.
W 64. minucie, do puli pecha Śląska na ten mecz, dorzucił także swoje trzy grosze Mariusz Pawełek. Doświadczony golkiper fatalnie pomylił się przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego, nie złapał piłki, która powędrowała prosto pod nogi Kornela Osyry. Obrońca Słoni wiedział co z tym fantem zrobić i po chwili było już 1:2.
W końcówce meczu, Śląsk pokusił się o kilka desperackich ataków, ale bez większego efektu. W 86. minucie Morioka oddał strzał, ale minimalnie się pomylił i piłka przeleciała obok bramki. Cztery minuty później zarówno Japończyk, jak i Mariusz Idzik próbowali zagrozić bramce Pilarza, ale ich próby zostały powstrzymane przez obrońców. Podopieczni trenera Michniewicza bronili się bardzo mądrze i ostatecznie nie dali wbić sobie drugiego gola.
Termalica wraca do domu z trzema punktami i – co ciekawe – na fotelu lidera! Przynajmniej na następne kilka godzin, kiedy to Jagiellonia będzie podejmie Pogoń Szczecin. Świetna passa Bruk-Betu trwa dalej, natomiast we Wrocławiu jest o czym myśleć…i to dość poważnie.