I liga w polskiej piłce była najczęściej kojarzona z otchłanią, której nie sposób odkryć, a jej dystans od Ekstraklasy był tak odległy, że nawet najwięksi śmiałkowie nie zapuszczali się w tamte tereny. Na szczęście, od kilku lat, dzięki transmisjom telewizyjnym, magazynom i – w końcu – większemu finansowaniu owych rozgrywek, możemy śledzić wszystkie drużyny i poszczególnych zawodników. Na jednym z nich skupię się w tym tekście.
W drugiej klasie rozgrywkowej, z roku na rok dochodzi do wielu zmian. Wiele drużyn spada do niższej, jedne spadają z wyższej, awansują inne…kołowrotek zdaje się nie mieć końca. Jednym z zespołów, które spadły z Ekstraklasy i nie utonęły okazał się bydgoski Zawisza. Dziwna sprawa, albowiem zazwyczaj jest tak, że po spadku do niższej ligi, wszyscy zawodnicy, którzy nie przywiązują się do obecnych barw (czyli zdecydowana większość), opuszczają drużynę, a ta natomiast nie potrafi sobie poradzić z nowym zapleczem kadrowym i w efekcie ląduje jeszcze niżej lub tonie w tym „bagnie” na lata. Tak nie stało się z Zawiszą, albowiem jest w niej człowiek, który tę ligę zjada na śniadanie – jest to Kamil Drygas.
Drygas definitywnie przeszedł do Zawiszy w sierpniu 2013, lecz wcześniej przebywał tam na wypożyczeniu. W dużej mierze przycznił się on do awansu do Ekstraklasy. Po awansie, WKS, chciał szybko skompletowwać kadrę i zostać w najwyższej klasie rozgrywkowej na lata. Pierwszy krok został spełniony bardzo dobrze. Kamil, już w pierwszym sezonie w najlepszej lidze świata, jako defensywny pomocnik, zdobył cztery bramki i zanotował dwie asysty w 29 meczach. Do tego dorzucił trzy bramki w pięciu spotkaniach, w Pucharze Polski. (Zawisza wygrał wówczas całe rozgrywki) Już wtedy zapowiadał się na niezwykle kreatywnego pomocnika.
Potwierdzenie tego mamy dziś. W roku 2015 jego bilans jest niesamowity. Rozegrał 41 spotkań, co, na solidnego wyrobnika w Polsce, jest dużym wyczynem. Jeszcze większym jest jego dorobek…to 14 bramek i 7 asyst! Wychodzi na to, że praktycznie w co drugim meczu pada bramka dla Zawiszy za jego sprawą! Znajdźcie mi drugiego takiego kosmitę! I nie liczy się Nemanja Nikolić, który w polu karnym rywala spędza około 1/3 czasu na boisku, a właśnie osobę na pozycji Drygasa, który ma jednocześnie tak daleko do bramki przeciwnika i tak łatwo potrafi umieścić w niej piłkę.
Pomocnikiem Zawiszy interesuje się Lech, ale żeby przeszedł on do „Kolejorza” już teraz, poznański klub musiałby wydać około miliona euro. Na polskie warunki to kwota ogromna. Drygas jest wart tej ceny, ale żaden polski klub nie chce narażać swoich finansów, by sprowadzić jednego gracza – szkoda dla samego zainteresowanego. Jest jednak szansa, że na początku stycznia zawodnik będzie mógł podpisać kontrakt z dowolnym klubem na zasadzie prawa Bosmana. Tym razem może zabraknąć jednak palców do policzenia chętnych.
Najlepszy pomocnik I ligi jest obecnie wart około 700 tys. euro i może być porównywalny do Tomasza Hołoty lub Ariela Borysiuka, choć powiedzmy sobie szczerze – do urodzonego w Kępnie pomocnika, wiele im brakuje. Kapitan „Zety” jest obecnie w niesamowitej formie, wyrósł na lidera swojej drużyny już wiosną, spodziewać się można, że otrzyma statuetkę za najlepszego zawodnika I ligi. Bezapelacyjnie można stwierdzić, że na zapleczu Ekstraklasy, piłkarz z takimi umiejętnościami się marnuje.
Zawisza dużo zyskuje na posiadaniu w swoich szeregach Kamila. Osiąga lepsze wyniki sportowe i poprawia swój wizerunek. Problem w tym, że ja – będąc takim Radosławem Osuchem – zlitowałbym się nad zawodnikiem i oddał go (za mniejszą kwotę) do lepszej ligi i drużyny, by nie wyrządzać mu zbytniej krzywdy. Mam nadzieję, że po przyjściu do Ekstraklasy, ten 24-letni pomocnik nadal będzie się rozwijał i zaskoczy nas jeszcze wieloma aspektami swojej gry.
Michał Perzanowski