Początkowo zmiany, które miały miejsce w gdańskim klubie napawały mnie optymizmem. Po dwóch solidnych piłkarzy na każdej pozycji – coś niezwykłego, jak na realia polskiej piłki. W dodatku nie jakieś tam byle ogórki. Młodzi i zdolni Polacy oraz grupka, wydawałoby się, starannie wyselekcjonowanych obcokrajowców. Niestety, minęło kilka kolejek i pierwsze wrażenie uległo całkowitemu zniszczeniu.
Zachwycaliśmy się transferem Bartłomieja Pawłowskiego, bo to w końcu talent pierwszej wody, który biegał po boiskach La Liga. Jednakże już po kilku jego występach można było się domyślić, dlaczego z tej Hiszpanii tak szybko wrócił. Chaos, proste, niewymuszone błędy. Chłopak gra strasznie nierówno, a do formy, jaką prezentował w Widzewie wiele mu brakuje. Za szybko okrzyknęliśmy go gwiazdą Ekstraklasy. Chociaż wiadomo, że pewnie czymś w tym sezonie jeszcze zabłyśnie. Zupełnie inna sprawa z Borysiukiem. On od samego początku udowadnia, że ma apetyt na ponowny wyjazd zagranicę. Mocny punkt drużyny. W przeciwieństwie do Daniela Łukasika, który jak grzał ławkę w Warszawie, tak teraz robi to w Gdańsku. A Trela? Przykro patrzeć na jego formę. Tyle Polacy, teraz słówko o obcokrajowcach.
Tiago Valente, zgodnie z przewidywaniami, spisuje się nieźle. Bardzo dobrze wygląda jego współpraca z Rafałem Janickim, który ma wystarczające umiejętności, by aspirować do składu pierwszej reprezentacji. I to już w sumie wszystko, co można by powiedzieć pozytywnego. Dalej jest po prostu istny cyrk na kółkach. Niewątpliwie utalentowany obrońca Bougaidis nie miał okazji nawet zadebiutować, mimo że Leković ostatnimi czasy spisuje się miernie. Zamiast Greka trener Machado postanowił w ostatnim meczu postawić na wynalazek z Brazylii, czyli Mirandę. Efekt? Były zawodnik Sao Paulo zmieniony w 34. minucie za kompletny piach w jego wykonaniu. Dlaczego piłkarz, który dopiero co dołączył do drużyny, od razu dostaje pierwszy plac? To wie tylko pan Machado. Facet ewidentnie się gubi, kolejny raz przeprowadza zmianę przed przerwą. Czy w ogóle wie, z kim ma do czynienia? Czy może wybiera skład na zasadzie: chybił, trafił i potem w trakcie meczu koryguje błędy? Nie wiadomo. Podobną zagadką jest to, dlaczego zagrał Filip Malbasić, kolejny zupełnie niepotrzebny piłkarz. Za niego wszedł Danijel Aleksić – Serb, który był już na wylocie. I świetnie się składa, że jednak nie podzielił losów Diogo Ribeiro (kompletna abstrakcja, zwalniać kogoś bez debiutu w zespole), bo to naprawdę niezły piłkarz. Chociaż Machado miał chyba inne zdanie, ale akurat mnie to specjalnie nie dziwi, bo ten człowiek sprawia wrażenie kogoś, kto nie ma (biało) zielonego pojęcia o swojej drużynie. Mimo wszystko kolejny transfer – tym razem trenera – nie jest potrzebny.
Ostatnie dni to napływ przypadkowych piłkarzy. Rudinilson, teraz jakiś Bruno na testach. Lechia bije rekordy w pozyskiwaniu nowych zawodników. Ale po co to wszystko? Branie obcokrajowców z łapanki nie może się dobrze skończyć. Tym bardziej, że z tych ostatnich żaden nie powala swoim CV. Nawet nie tyle, że nie powala – nie robi absolutnie żadnego wrażenia. Wyróżnia ich młody wiek, ale czy w Polsce nie znajdziemy ludzi w podobnym przedziale? Na początku myślałem, że Lechia będzie tworzyć drużynę z głową. Teraz zaś widzę, że te transfery przypominają trochę portugalski zaciąg Zawiszy Bydgoszcz. Może to i wypali, może nawet Antonio Colak (tu akurat transfer przypadkowy, ale na plus) zostanie królem strzelców. Tak czy siak, nie można w ten sposób budować drużyny. Chaos i zamęt, co chwila nowi zawodnicy – to nie przysporzy dobrych wyników.
Jak nie było transferów – źle. Jak jest za dużo – też źle.
Bo do wszystkiego potrzebny jest umiar. Podobnie jak z małym dzieckiem. Dawno nie jadło słodyczy – źle. Dostało worek tanich wafelków z marketu i kilka smacznych batoników – również niedobrze. Dziecko przy takiej ilości słodyczy prawdopodobnie zwymiotuje. Oby ten zaciąg transferowy nie doprowadził do mdłości kibiców gdańskiej Lechii…