/Legia kupiła Taiwo bilet w obie strony

Legia kupiła Taiwo bilet w obie strony

Testowanie piłkarzy w Ekstraklasie – temat, który u wielu z dziennikarzy sportowych wywołuje już mdłości. Z tym że dość już pisania o tym, iż do naszego kraju sprowadza się wątpliwej jakości chińszczyznę, którą wciska jakiś menadżer z zagranicznym nazwiskiem (co od razu budzi respekt w polskich działaczach). Taye Taiwo – niegdyś jedna z gwiazd Marsylii oraz reprezentacji Nigerii, dzisiaj facet, który nie zdał testów w Legii. Tylko chwila… „Nie zdał testów” – czy to aby nie jest zbyt surowe stwierdzenie?

W normalnych klubach testy (jeśli już do nich w ogóle dochodzi) wyglądają nieco inaczej. Przylatuje piłkarz, wysłannik odbiera go z lotniska, potem do hotelu, kolacyjka i spać. Następnie potencjalne przyszłe wzmocnienie ogląda stadion, wita się z kolegami, trenerami i przystępuje do treningów. Dalej nadchodzi czas sparingów, które mają ułatwić ocenę zawodnika.  Ogólnie proces ten wymaga choć trochę czasu – nie da się wyjść z samolotu i od razu popisywać się „siatkami”. W przypadku warszawskiej Legii Taiwo nie zdał jednego testu. Sparingu z Azerami, co moim zdaniem jest skandaliczną decyzją Warszawian.

Taiwo przyjechał do Warszawy w niedzielę, a we wtorek już było wiadome, że w Legii nie zagra. Pytanie: po co Legia w ogóle go fatygowała? Przecież jeden mecz w żadnym stopniu nie odzwierciedla potencjału i umiejętności zawodnika. Równie dobrze mogliby go odpalić po gierce kontrolnej na treningu, ewentualnie po starciu w siatkonogę z Lucjanem Brychczym. Konfrontacja z Azerami faktycznie mu nie wyszła (choć propagandowe media klubowe pisały o „niezłym meczu Taiwo”), ale to nie powód do natychmiastowego pożegnania. Ponoć trener Berg był zawiedziony jego słabą formą fizyczną. I w tym momencie nasuwa się kolejne pytanie: a czego innego Norweg mógł się spodziewać? Obrońca Bursasporu nie zagrał w tym sezonie ani jednego meczu, ale w Legii pewnie oczekiwali, że z marszu wejdzie do pierwszej jedenastki…

Jak dla mnie to była zwykła zagrywka medialna, Legia od razu kupiła mu bilet w dwie strony. Zapewne chodziło tylko o to, by narobić nieco szumu wokół klubowych transferów, a na Taiwo Legii i tak pewnie nie byłoby stać. Szkoda, bo mimo iż nieprzygotowany do gry, nigeryjski obrońca znacząco uatrakcyjniłby tę naszą ligę. I pomógł warszawskiemu klubowi.

Ciekaw jestem, kogo to Legia w najbliższych dniach znów przywiezie na testy. Zauważmy, iż zwyczaj sprowadzania i automatycznego odpalania zawodników w tym klubie nieco ewoluował na przestrzeni lat. Za Macieja Skorży przylatywali turyści z najodleglejszych zakątków świata (m.in. z Australii), dziś zaś pojawiają się byli zawodnicy największych klubów w Europie (Real Madryt w przypadku Bravo, Marsylia Taiwo). Ja osobiście wciąż jeszcze czekam na tego Morientesa. Może teraz uda się go przywitać na Okęciu…