„The Special One” pokazał, że dobre transfery nie muszą wcale nadwyrężać klubowego budżetu. Odejście niepotrzebnych piłkarzy sprawiło, że Chelsea praktycznie nie odczuła kosztów związanych z przyjściem nowych gwiazd
Podczas tegorocznego letniego okienka transferowego zdecydowanie najbardziej szalały kluby z angielskiej Premier League. Arsene Wenger, który niedawno wreszcie otworzył worek z trofeami, przestał oszczędzać i szastał pieniędzmi na lewo, i prawo. Alexis Sanchez oraz Danny Welbeck (niedoceniany przez fanów „Czerwonych Diabłów”) z pewnością rozruszają nieco ofensywę „Kanonierów”. Swoje konto bankowe opróżnił także Liverpool, który po sprzedaży Luisa Suareza sprowadził kilku niezłych graczy. Markovic, Can – w ich przypadku po paru latach fundusze powinny się zwrócić, bo to bardzo przyszłościowi zawodnicy, ale jak na razie bilans transferowy „The Reds” wynosi 60 milionów euro na minusie. Wielki rywal Liverpoolu w walce o mistrzostwo – Manchester City w tym roku na rynku działał spokojniej, ale to dlatego, że u nich na każdej pozycji występują klasowi zawodnicy. Skład jest naszpikowany gwiazdami, a do tego klubowe wydatki cały czas monitoruje UEFA. Mimo wszystko City nie mogło się oprzeć i wydało 40 milionów na samego Eliaquima Mangalę z Porto. W mieście Manchester wielki hałas z powodu transferów robił kto inny – mowa o United. Wydane 190 milionów euro + wypożyczenie Radamela Falcao ma przywrócić ekipę Luisa Van Gaala do ligowej czołówki. Póki co udaje się to średnio, ale czas pokaże, czy rewolucja się opłaciła. Nie oszczędzały również inne kluby – te ze środka, dolnej części tabeli, a także beniaminkowie (Queens Park Rangers). Wśród tych wszystkich transferów na szczególną uwagę zasługuje jeden klub. Chelsea Londyn.
Ekipa Jose Mourinho bezdyskusyjnie dokonała najlepszych transferów w całej lidze, a także w całej Europie. Londyńczycy udowodnili, że w dzisiejszych czasach, w których prezesi klubów płacą za jednego zawodnika 70 milionów euro, nadal można w miarę tanio kupić świetnych piłkarzy. Mało tego! Odejście niepotrzebnych, wysoko opłacanych nazwisk sprawiło, że Chelsea praktycznie nie odczuła kosztów związanych z przyjściem nowych gwiazd. Dobre transfery nie muszą wcale nadwyrężać klubowego budżetu.
Kilka zdań o nowych nabytkach „The Blues”. Wielki powrót do klubu zaliczył Didier Drogba, który przyszedł za darmo z tureckiego Galatasaray Stambuł. Jest to świetny ruch zarówno pod względem sportowym, jak i marketingowym. Iworyjczyk jest jednym z największych ulubieńców fanów Chelsea, koszulki z jego nazwiskiem zapewne znów idą jak świeże bułeczki. Oprócz niego do zespołu dołączyło dwóch innych napastników. Diego Costa – jeden z najlepszych snajperów na świecie – kosztował blisko 30 milionów funtów. Jest to kwota, jak na dzisiejsze realia, śmieszna. Tym bardziej, że Hiszpan już zaczyna się spłacać – w trzech meczach zdobył aż cztery bramki. Za jeszcze niższe pieniądze Mourinho ściągnął reprezentanta Francji Loica Remy’ego. Były zawodnik Queens Park Rangers w zeszłym sezonie na wypożyczeniu w Newcastle strzelił 14 bramek i należał do najbardziej wyróżniających się graczy w drużynie. Ile zapłacił za niego Roman Abramovich? Pewnie sam nie może uwierzyć – tylko 10 milionów euro! Ściągnięcie Francuza może okazać się strzałem w dziesiątkę, bez dwóch zdań Remy będzie się świetnie prezentował na Stamford Bridge. Napastnikom piłki ma dogrywać Cesc Fabregas – tu również nie mamy doczynienia z astronomiczną sumą, bo „tylko” 33 mln euro. Ostatni wielki transfer to Luis Filipe Kasmirski. Lewy obrońca w Atletico grał fantastycznie, kwestia czasu, kiedy zacznie szaleć po lewym skrzydle Londyńczyków. Brazylijczyk ma zastąpić w defensywie Ashley Cole’a, dla którego, podobnie jak i dla innych niepotrzebnych piłkarzy, tamten sezon był ostatnim w barwach Chelsea.
Odeszło wielu zawodników, ale najwięcej trzeba powiedzieć o sprzedaniu Davida Luiza do PSG za 50 mln euro. Dwa słowa – transferowy majstersztyk! Taka kwota za środkowego defensora, w dodatku miewającego czasem gorszy okres (widzieliśmy podczas ostatniego mundialu) jest czymś niewyobrażalnym. Choć nie można powiedzieć, że Paryżanie popełnili błąd – absolutnie! Powiedziałbym, że ten transfer jest dobry dla obu stron. Szejkowie z Paryża kupili solidnego obrońcę i jak to oni, nawet nie odczuli tego na koncie bankowym, a Chelsea zarobiła mnóstwo pieniędzy, które pomogły im pokryć koszty sprowadzenia nowych graczy. Niepotrzebny w ekipie Mourinho był także ciągle gdzieś wypożyczany Romelu Lukaku, za którego udało się zgarnąć aż 35 milionów. Jeśli dodamy jeszcze, że wypchnięto Fernando Torresa do Milanu na wypożyczenie, można dojść do wniosku, że pożegnania zdecydowanie przyniosły Chelsea korzyść. Nie pochwalam tylko odpalenia Franka Lamparda, ale nie ma się co oszukiwać – to już nie te lata. Na Anglika czeka sportowa emerytura.
Chelsea wydała na transfery 91 milionów funtów, ale w rzeczywistości nie odczuła tego prawie w ogóle, ponieważ na odejściu niechcianych piłkarzy zarobiła aż 83 miliony. Wychodzi więc na to, że całe zakupy Jose Mourinho kosztowały tylko 8 milionów funtów – tyle co beniaminek Leicester City zapłacił za Leandro Ulloę. „The Special One” może spokojnie ogłosić się królem transferowego polowania. Podobnego zdania jest Rio Ferdinand, który napisał na swoim twitterze: „Chelsea zrobiła najlepsze transfery w tym sezonie. Zarobiła mnóstwo pieniędzy i wydała je mądrze na doświadczonych, i sprawdzonych piłkarzy”. Portugalczyk sprowadził zawodników wybitnych, prawdziwe gwiazdy, co z pewnością zaowocuje trofeami w tym sezonie.